Obudziły ją promienie słońca wpadające do jej pokoju.
Przetarła delikatnie dłońmi twarz i podniosła się do pozycji siedzącej.
-Widzę ze już się obudziłaś- uśmiechnął się w jej stronę
Ryouhei całując jej czoło na powitanie i podając jej kubek kawy. Uśmiechnęła
się do niego czule po czym upiła łyka kawy. Ostatnie dwa tygodnie zleciły jej
naprawdę szybko, przekonała się że miłość w jej świecie nie występuje, wszyscy
mogą posiadać miłość, ale nie ona, ona jest zdana na cierpienie, dlatego
przyjęła propozycję ojczyma. Od dwóch tygodni nie rozmawiała z Sasuke.
Spotykała go często w swojej firmie, ale mijali się bez słowa, często widywała
go z tą lafiryndą, ale nie odezwała się nawet słowem, przywykła już do tego że
Uchiha ją ranił.
-Ja zmykam do pracy, na dole masz śniadanie- z zamyśleni
wyrwał ja jej narzeczony wstając z kanapy. Uniosła jedną brew i spojrzał na
kalendarz. Ona dziś miała wolne, ale chłopak wyjeżdżał do Chin podpisać jakiś
kontrakt i pewnie nie będzie go z tydzień.
-Musisz jechać?- zapytała słodkim głosem robiąc słodkie
oczy. Zaśmiał się i puścił jej oczko.
-Obiecuję że jak wrócę to zajmę się tobą.
-Może powinnam cię jakoś przygotować na ten wyjazd-
zaproponowała wychodząc z łóżka, a on tylko spojrzał na zegarek na ręce.
-Nie trzeba, masz dziś wolne więc korzystaj z niego,
wrócę nim się obejrzysz- podszedł dał jej całusa po czym wyszedł z pokoju.
Westchnęła i odłożyła kubek na szafkę po czym znów runęła na poduszki. Mimo woli na jej twarzy pojawił się uśmiech.
Mimo że było to aranżowane małżeństwo była szczęśliwa, nareszcie była
szczęśliwa. Nie obawiała się niczego, a Ryouhei nie był taki sam jak ojciec,
może czasami był oziębły i sprawiał wrażenie jakby nic go nie obchodziło, ale
doszła do wnioski że przy jego statusie społecznym musiał taki być, a przy
niej, był taki otwarty i roześmiany, był kochany i wierzyła że może z nim
spędzić szczęśliwe chwilę swojego życia. Podniosłą się z łóżka, dopiła swoją
kawę po czym poszła pod szybki prysznic. Zjadła śniadanie i wyszła z domu. Robiło się coraz chłodniej, wiec miała na
sobie długie spodnie i ciepłą bluzę. Dni robiły się coraz zimniejsze i krótsze,
coraz częściej padało. Nie bardzo wiedziała co teraz ze sobą zrobić, ale nie
chciała siedzieć w domu. Już od jakiegoś czasu planowała odwiedzić Itchiego,
gdyż dawno nie miała z nim żadnego kontaktu, a wcześniej spotykali się prawie
codziennie. Miała tylko nadzieję że jej niezapowiedziana wizyta nie okaże się
zbyt nieoczekiwana. Wiedziała że ostatnio miał kłótnie z Tayu i jakoś nie
wychodziło na to że szybko się pogodzą wiec może rozmowa z nią poprawi mu
humor. Gdy tylko znalazła się przy posiadłości uchiha zerknęła na podwórze czy
stoi samochód Itachiego i uśmiechnęła się do siebie opatulając się mocniej
bluzą. Deszcz zaczął padać a ona nie wzięła parasola. Przeszłą przez bramkę,
odkąd pamiętała nigdy nie dzwoniła do bramki, tylko zawsze dobijała się do
drzwi. Zadzwoniła dzwonkiem i musiała chwilę poczekać nim zaspany Itachi
otworzył jej drzwi,
-Saku- zdziwił się wpuszczając ją szybko do środka i
odchodząc by po chwili wrócić z ręcznikiem . Uśmiechnęła się do niego
wdzięcznie ściągając buty i przemoczoną bluzę, a ręcznikiem wycierając włosy.
-Czyżby pan Uchiha olewał cały świat?- zapytała wchodząc
z nim do salonu z uśmiechem
-A tobie się nudzi przychodząc do mnie tak wcześnie?-
zapytał siadając na kanapie i opierając się wygodnie.
-Jest już południe, a ty dalej spisz, Tayu naprawdę
powinna zrobić z tobą porządek- usidła koło niego i zwinęła nogi tak że
siedziała teraz naprzeciwko niego po turecku. Chłopak spojrzał na nią kątem oka
i prychnął.
-Nie zrobi- odarł szorstko, a ona zdziwiła się jego
słowami. Odłożyła ręcznik na bok i przyjrzała mu się dokładnie.
-Jak to?
-Zerwaliśmy ze sobą – odparł jakby od niechcenia i złapał
za pilota po czym włączył telewizor i zaczął przerzucać po kanałach. Przez
chwilę nie chciało to do niej dotrzeć, ale gdy już dotarło, spojrzała na
przyjaciela z niedowierzeniem.
-Ale dlaczego? Przecież tak dobrze się dogadywaliście.- ciągle
była w niego wpatrzona , a on tylko westchnął podniósł się do wygodniejszej pozycji
i spojrzał na nią.
-Była zbyt nachalna, zbyt zazdrosna o twoje relacje ze
mną, na nic tłumaczenia że się przyjaźnimy bo ona wie lepiej, no więc wiedziała
co lepsze i wybrała kogoś innego- po tych słowach znów przeniósł wzrok na
telewizor. Sakura przyłożyła dłoń do ust
po czym spojrzała znów na Itachiego.
-A wiec to moja wina- powiedziała niemalże szeptem, a
Uchiha natychmiast wyłączył telewizor i odwrócił się w jej stronę. Spojrzał jej
prosto w oczy, w których nie było widać cienia wątpliwości.
-Żadna twoja wina, jeśli już czyjaś wina to moja, to ja
nie potrafiłem zapomnieć, to ja ja okłamywałem nie ty.
-Co ty mówisz?- teraz go nie rozumiała
-Ciągle ukrywałem moje uczucia do ciebie bo wiedziałem ze
kochasz mojego brata, ale dłużej nie mogę- po tych słowach poczuła jak jego
miękkie usta przylegając do jej, a jego ciało kładzie się na jej. Jego miękkie usta pierw powoli całowały jej
, a ona nie wiedząc czemu oddawała te
pocałunki były taki przyjemne. Jego dłoń znalazła się na jaj biodrze i nagle
coś stuknęło. Dziewczyna natychmiast się zerwała odpychając od siebie chłopka.
-Ja..ja..nie mogę- szepnęła spuszczając głowę.
-Dalej kochasz moje brata co?- zapytał znów zbliżając się
do niej, lecz ona natychmiast wstała.
-Nie, mam teraz Ryouheia- powiedziała cicho.
-Kłamiesz!- krzyknął a ona drgnęła - nie kochasz go, tylko mojego brata, ale ja
mogę go ci zastąpić , przecież jesteśmy tak podobni…
-NIE!- krzyknęła a z jej oczu popłynęły łzy - proszę nie- tym razem szepnęła po czym
wybiegła z salonu i z jego domu. Nie zabrała nawet bluzy czy butów, na boso w
deszczu biegła ile sił w nogach , nic nie widziała, nie wiedziała gdzie
biegnie. Po prostu chciała schować się przed światem, gdzieś gdzie nikt jej nie
znajdzie, gdzieś gdzie w końcu rodzina Uchiha zostawi ją w spokoju. To był zły
pomysł, nie mogła ufać już żadnemu Uchiha.
Miał już dość wszystkiego. Od dwóch tygodni miał taki
nawał pracy zostawiony przez wuja że nie miał nawet jak zaprosić Sakury by
mogli porozmawiać, do tego coraz częściej widywał ją w towarzystwie tego
chłopaka, a do niego coraz częściej przychodziła wybranka jego wujka. Nie lubił
jej, była przeklętą żmiją, ale jak na razie próbował ją znosić. Wrócił dziś do
domu wcześniej by odpocząć, nie miał już n nic siły, gdy usłyszał na dole
śmiech. Ten śmiech za którym tęsknił. Cicho wyszedł ze swojego pokoju i ruszył
na dół. Stanął na schodach wsłuchując
się w jej śmiech i głos.
-Ciągle ukrywałem moje uczucia do ciebie bo wiedziałem ze
kochasz mojego brata, ale dłużej nie mogę- wyznania jego brata go zdziwiły więc
zszedł piętro niżej by móc ich zobaczyć, ale gdy tylko t zobaczył miał ochotę
podejść do brata i mu przyłożyć. Niestety uderzył się o poręcz i zauważył jak dziewczyna
odpycha jego brat po czym zażynają rozmawiać. Sakura nagle wybiegła, a on
ruszył już by za nią biec.
-A więc długo tu jesteś braciszku.- usłyszał głos
starszego brata i odwrócił się na pięcie by na niego spojrzeć.
-Cos ty sobie myślał?
-Ona nie jest twoją własnością, jej uczucia ją gubią, ale
ona ciągle czeka aż ty dorośniesz- nie rozumiał jego słów.
-Jestem już dorosły- odparł szybko patrząc na brata
wkurzonym spojrzeniem.
-Wiec jeśli jesteś gotów by postawić się całemu światu by
być przy niej to biegnij, jeśli nie to zostaw ją w spokoju- po tych słowach
jego brat wstał z kanapy i ruszył w stronę wyjścia z domu. Ubrał się porządnie
po czym wyszedł trzaskając drzwiami. Patrzył na drzwi przez chwilę, po czym
zaklął siarczyście i ruszył za nim. Nie wiedział co ma teraz robić, wiedział że
w oczach brata i ojca był szczeniakiem który nie potrafił się postawić wujkowi,
który nie potrafił zadbać o siebie i o swoje uczucia. Nie zabrał też ani parasola
ani samochodu tylko szedł śladami brata. Może i tamten wiedział ze idzie za nim
ale nic nie powiedział. Znalazł ją na placu zabaw na jednej z huśtawek. Siedziała
ze spuszczoną głową. Podszedł do niej i przytulił ją do piersi. Mówił coś do
niej po czym zabrał ją na ręce i przeszedł
z uśmiechem koło niego mijając go. Nie ruszył za nimi. Zacisnął pieści i
zamknął oczy.
-Poczekaj na mnie- szepnął do siebie. Musiał wkroczyć do gry
nie mógł przegrać tego co dla niego najważniejsze.